poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Improwizacja matka przygód..

- pojechalbym sobie do Londynu - rzekl moj kumpel gdy rozladowywalismy Tira.
- ja tez... zwlaszcza, ze jeszcze olimpiada trwa
- to co, jedziemy?
- no spoko, w sobote?
- okej

Jak rzeklismy, tak uczynilismy. W czwartek rano uzgodnilismy, w sobote o 5 40 z Leicester wyruszylismy. Bo zycie to nie moda na sukces, kiedys sie konczy. Rodzicow nawet nie pytalem o zgode, po prostu ich poinformowalem. Londyn jest przeogromny. Bilety kosztowaly nas... moment... ale to potem. Kosztowaly nas 17 na jedna osobe w obie strony. Tanio, nie? Dwie i pol godziny jazdy autokarem. Tam jest wszystko po drodze. Od Victoria Station rzut kamieniem do Buckingham Palace. A tam... olimpiada. Pytam sie policjanta co to za event, a on ze fast-walk men na 50 km. ILE KURNA?! Pietnascie moze? Ale nie.. 50 km. Wspolczucia. Miejsca dobre znalezlismy i zaczelismy cykac fotki. Filmy. Wszystko.

Potem jazda pod Big Bena. Westminster od razu tez obskoczylismy. Piekne widoki. Przez te olimpiade bylo pelno stewardow, ktorzy zawsze umieli pokierowac kazdego turyste. Pelno mapek i czlowiek no nie mial jak sie zgubic w tym wielkim Londynie. Dostalismy z 5 mapek Londynu za darmo. Potem London Eye i dosyc dlugi spacer do Tower Bridge i Tower of London. Jeszcze chcielismy zobaczyc wioske olimpijska, ale obawialismy sie, ze nas nie wpuszcza. No i tak.. nie wpuscili, tylko z zewnatrz moglismy poogladac stadion olimpijski. Pozniej metrem do Hydeparku... 4 funty, wolne, wygladajace jak PKP i drogie. Metro w Barcelonie to zupelnie inna polka przewozow podziemnych. Zawiodlem sie na metrze londynskim. W hydeparku to chyba pol londynu bylo. Tyle ludzi....

Dobra, czas nas gonil, to jeszcze wpadlismy na chód kobiet pod Buckingham i potem jesc do McDonalda. Na Parliament Square sie rozlozylismy i odpoczywalismy po dlugim dniu w oczekiwaniu na nasz autokar do Leicester. Kumpel zauwazyl, ze... nasz powrotny autokar do Leicester jest nie 11 sierpnia, ale ... 18 sierpnia. O kurwa! Co teraz?! Placówka National Express o 20 juz byla zamknieta. Pytamy sie kierowcy co robic, a on, ze idzcie na stacje i pytajcie stewardow. Steward mowi, ze mozemy nowy bilet zamowic za... 62 funty dla obu. Dzieki! Wole nocowac i rano wrocic za 30. Babka w informacji powiedziala, ze bilet mozemy przebukowac, tylko trzeba isc do Ticket Office na koncu budynku.

Tam nam taki Anglik przebukowal bilet za 36 funtow. Niebo a ziemia, ale wracamy za godzine, a nie rano. Spytal sie czy z Polski jestesmy. My, ze tak. A on, z jakiego miasta? Z Bydgoszczy. A on, ze mieszkal w Toruniu przez 10 lat i pogadalismy troche, a potem spieszno nam bylo na autokar. O polnocy bylismy w Leicester. 20 minut spaceru i bylem juz w domu, wreszcie, a juz sie balem, ze dopiero rano zobacze moje 54 Dulverton Road. Taka mala przygoda na koniec dnia w Londynie, dobrze zakonczona, ale kosztowna. Bedzie co wspominac ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz