piątek, 17 sierpnia 2012

Grange i powoli patrzymy za domem ;)

Od poniedzialku pracuje w Grange'u. Pakowanie zywnosci. Akurat ja pracuje przy zywnosci dla psów. Robote mi zalatwili nowi lokatorzy, z ktorymi dojezdzam do Melton. 40 minut jazdy samochodem. Pracuje od 15 do 23, dodajac sen i dojazdy, z dnia zostaje mi 3-4h. Nie narzekam, bo przyjechalem tu zarobic, a szczerze mowiac,  nie narobilem sie tu, ani nie zarobilem tez i kokosów. Jednak wakacje tutaj byly i nadal sa wspaniale. Dwa miesiace tutaj to byl swietny pomysl. Wiele stad wyniose, ale nie w walizce, tylko w moim zakutym lbie.

Od poniedzialku podobno mam pracowac dalej, cieszy mnie to, bo chociaz na finiszu chce przepracowac ile sie da. Weekend szykuje sie pracowity, musze sporo rzeczy poogarniac w miescie i z ludzmi tutaj. W weekend mozna spokojnie pozalatwiac pare spraw, o ile ludzi sie dorwie trzezwych i niespiacych :D Dzisiaj piatek wiec dzis.. pizza wegetarianska + energy drink. Najszybszy obiad i za 1,25 funta w sumie ;) Z nudow moge przedstawic co i za ile mozna tu kupic. Przypominam, ze moja stawka godzinna wynosi 5,35 funta.


Energy drink puszka 250ml - 0,25 £
Pizza +400g - 1,00 £ - chyba, ze chcecie lepsza to nawet do 3 funtow
12 malych paczek Walkersów (takie Laysy) - 1,49 £
Ser 8 plasterków (polski) - 1,00 £
2l wody niegazowanej - 0,17 £ ale mozna i kupic nawet za 0,70 £
Puszka Pepsi 3x - 1,00 £
Chleb polski - 1,00 £
4-8 lody - 1,00 - 2,00 £

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Improwizacja matka przygód..

- pojechalbym sobie do Londynu - rzekl moj kumpel gdy rozladowywalismy Tira.
- ja tez... zwlaszcza, ze jeszcze olimpiada trwa
- to co, jedziemy?
- no spoko, w sobote?
- okej

Jak rzeklismy, tak uczynilismy. W czwartek rano uzgodnilismy, w sobote o 5 40 z Leicester wyruszylismy. Bo zycie to nie moda na sukces, kiedys sie konczy. Rodzicow nawet nie pytalem o zgode, po prostu ich poinformowalem. Londyn jest przeogromny. Bilety kosztowaly nas... moment... ale to potem. Kosztowaly nas 17 na jedna osobe w obie strony. Tanio, nie? Dwie i pol godziny jazdy autokarem. Tam jest wszystko po drodze. Od Victoria Station rzut kamieniem do Buckingham Palace. A tam... olimpiada. Pytam sie policjanta co to za event, a on ze fast-walk men na 50 km. ILE KURNA?! Pietnascie moze? Ale nie.. 50 km. Wspolczucia. Miejsca dobre znalezlismy i zaczelismy cykac fotki. Filmy. Wszystko.

Potem jazda pod Big Bena. Westminster od razu tez obskoczylismy. Piekne widoki. Przez te olimpiade bylo pelno stewardow, ktorzy zawsze umieli pokierowac kazdego turyste. Pelno mapek i czlowiek no nie mial jak sie zgubic w tym wielkim Londynie. Dostalismy z 5 mapek Londynu za darmo. Potem London Eye i dosyc dlugi spacer do Tower Bridge i Tower of London. Jeszcze chcielismy zobaczyc wioske olimpijska, ale obawialismy sie, ze nas nie wpuszcza. No i tak.. nie wpuscili, tylko z zewnatrz moglismy poogladac stadion olimpijski. Pozniej metrem do Hydeparku... 4 funty, wolne, wygladajace jak PKP i drogie. Metro w Barcelonie to zupelnie inna polka przewozow podziemnych. Zawiodlem sie na metrze londynskim. W hydeparku to chyba pol londynu bylo. Tyle ludzi....

Dobra, czas nas gonil, to jeszcze wpadlismy na chód kobiet pod Buckingham i potem jesc do McDonalda. Na Parliament Square sie rozlozylismy i odpoczywalismy po dlugim dniu w oczekiwaniu na nasz autokar do Leicester. Kumpel zauwazyl, ze... nasz powrotny autokar do Leicester jest nie 11 sierpnia, ale ... 18 sierpnia. O kurwa! Co teraz?! Placówka National Express o 20 juz byla zamknieta. Pytamy sie kierowcy co robic, a on, ze idzcie na stacje i pytajcie stewardow. Steward mowi, ze mozemy nowy bilet zamowic za... 62 funty dla obu. Dzieki! Wole nocowac i rano wrocic za 30. Babka w informacji powiedziala, ze bilet mozemy przebukowac, tylko trzeba isc do Ticket Office na koncu budynku.

Tam nam taki Anglik przebukowal bilet za 36 funtow. Niebo a ziemia, ale wracamy za godzine, a nie rano. Spytal sie czy z Polski jestesmy. My, ze tak. A on, z jakiego miasta? Z Bydgoszczy. A on, ze mieszkal w Toruniu przez 10 lat i pogadalismy troche, a potem spieszno nam bylo na autokar. O polnocy bylismy w Leicester. 20 minut spaceru i bylem juz w domu, wreszcie, a juz sie balem, ze dopiero rano zobacze moje 54 Dulverton Road. Taka mala przygoda na koniec dnia w Londynie, dobrze zakonczona, ale kosztowna. Bedzie co wspominac ;)

środa, 8 sierpnia 2012

Yes, of course. But wait... day shift? Ok, it doesn't matter :D

Siedzenie na dupie moze byc denerwujace jak nigdy. Przylatujesz i tydzien nic. Zero. A w tym czasie mogloby wpasc tyle kasy. No ale dzis telefon w koncu. Jutro ta sama firma, tylko dzienna zmiana. Szkoda, bo na nocnej juz poznalem tylu fajnych ludzi. Zobaczymy jak bedzie na dziennej. Ciesze sie, ze w koncu prace dostalem.

Swoja droga opisze co nas spotkalo w niedziele o polnocy. Dwie godziny pod Tesco Express na parkingu siedzielismy i gadalismy pijac piwo przy tym. Bylo wesolo i smiesznie. Michala troche ponioslo i rozbil butelke na parkingu. Przyjechala policja jakos po pol godzinie i przejechali po tym rozbitym szkle. Myslimy - oj kamery.. bedzie zle. Oni wysiadaja i sie pytaja czy wszystko okej (Piotrek mial piwo w rece jeszcze). My, ze tak i ze wracamy do domu i ze przepraszamy, ze bylismy za glosno. A oni, ze wlasnie im o to chodzilo i zyczyli dobrej nocy. Bez zadnego mandatu, bez spisywania - nic. Milo i po sprawie. Policja w Anglii ;)

Dobra, jutro 7 15 pod agencja. Zobaczymy, czy lepiej na nocce czy na dniowce ;)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

"Ja? Ja jestem rezyserem kina akcji"

Ogladal ktos "Poranek kojota"? Byla tam taka scena:
- a ty kim kurwa jestes?
- ja? ja jestem rezyserem kina akcji
- to zaraz zobaczysz pan niezla akcje

Nie napisalem jeszcze na blogu, ze w piatek w poludnie wprowadzili sie nowi lokatorzy. Maz i zona (mlodzi) z dwojka dzieci. Na pokoju. Kurwa mac... nie wiem jakbym musial nienawidzic swojej zony i dzieci, zeby pozwolic im mieszkac na pokoju. Nie ma mowy, ze nie maja kasy. Sa benefity dla par, praca, taxy i co? I pokoj? Jeszcze runlordka specjalnie ich wrzucila do mlodych chlopakow. Resocjalizacja taka, wiecie.

Weekend to impreza. Zaczyna sie w piatek, a w niedziele konczy. Michal powiedzial: "ja to do pracy chodze odpoczac". Tak to tu wyglada. Piatek impreza -> Sobota placi sie za czynsz na nastepny tydzien -> Sobota wieczor impreza. Niedziela poludnie -> wjazd na chate. Do 21 sie wynoscie. Pierwsze pytanie "Ze what kurwa?!"

Teraz krotkie streszczenie. U gory mieszkalem ja, Michal i Piotrek. Reszta sie wyprowadzila. I na dole ta para. Michal o te chate dba. Jego meble na dole w kuchni, w salonie. To wszystko jego. A maz runlordki jeszcze mu liscia w twarz sprzedal, chociaz od Michala to by dostal wpierdol, ale wiedzial, ze tak w tym domu dluzej nie zostanie.

Skonczylo sie na tym, ze Piotrek musial sie wyprowadzic. Zamki zostaly wymienione jak wrocilismy o polnocy. To wbilem przez ogrod. W salonie dwie dziewczyny i jakis mlody chlopak. WTF? Nowi lokatorzy chyba. Zdziwieni, ze mozna wejsc przez ogrod. Piotrek przyszedl, bo zaplacil za mieszkanie w tym tygodniu. Jak mu Kamila napisala smsa, ze dostanie kase, to zalatwil sobie nocowanie gdzie indziej. I schodzi na dol jakis grubasek i mowi kto jest kto i kto tu mieszka, a kto powinien tu nawet nie wejsc. Krzeslo sobie postawil przy nodze juz gotowy do napieprzania. Tylko ze nas bylo trzech. No dobra, byl jeszcze jakis chlopak z dwoma dziewczynami w salonie :D czyli 3:4. No ale rozmowa. Tylko rozmowa moglismy tu zostac. Michal mu wytlumaczyl, a to jacys krewni runlordki byli, wiec zlego slowa na runlordke i jej meza nie mozna bylo powiedziec. Taki obiektywizm familijny po prostu. Tez mu cisnienie podskoczylo, ale w pizdu. Skonczylismy rozmowe, Piotrek wzial swoje rzeczy i my spac, zamknelismy sie od wewnatrz, bo chuj wie co moze im odbic, skoro najemnikow przysylaja zeby pilnowali chaty... Nie pomieszkamy tu za dlugo, nie ma mowy. Mysle, ze z trzy dni i bedzie adiós. Trzeba tylko znalezc jakies mieszkanie, a to problemem nie jest. Odzyskac kase i spakowac sie z calym sprzetem.

Takie oto kino akcji. Przychodza ci do domu, maz runlordki cie uderzy, nie mozesz mu nic zrobic, bo wylecisz z chaty jeszcze szybciej, wracasz do domu, to czekaja najemnicy w postaci mezczyzn i kobiet z krzeslami gotowymi do uzycia. Nie wiem co sie teraz dzieje, ale chce isc na nocke do pracy po prostu, a potem z cala kasa wrocic do Polski, chociaz nawet ciekawie sie to wszystko oglada, bo jade na tym samym wózku co Michal.

piątek, 3 sierpnia 2012

"Bo pamietaj.. agencja to najwieksza kurwa w Leicester"

Tak mi powiedziano. No i chyba to sie sprawdza. Poniedzialek - telefon, pracujesz dzis w nocy. Wtorek - telefon, pracujesz do konca tygodnia. Mysle sobie, ze super. Spokoj do konca tygodnia, nie trzeba bac dupy o prace i... we wtorek w pracy tloczno bylo. Teamleaderka nas upychala, za malo zamowien, za duzo osob. "Oho.. jutro Basia (Teamleaderka) moze zadzwonic do agencji i poprosic o mniej osob" - dalo sie slyszec od ludzi w pracy. Wrocilem po nocce. O 13 budzik mnie nie obudzil, o 16 zerwalem sie na nogi - cholera przeciez za 2h do pracy, a jeszcze trzeba tyle zrobic. Sprawdzam telefon i sms "Tonight shift is cancelled. We will call to you tommorow".

Obiecanki cacanki. "Chodzisz do konca tygodnia" a nagle na drugi dzien dostajesz smsa, ze jednak nie. W czwartek tez dzwonilem i nie ma pracy. Pracuje ledwie kilkanascie osob tych z najdluzszym stazem. Wczesniej pracowalo nawet ponad 30. Teraz wyobrazcie sobie, ze macie rodzine, dom i nagle bum. Nie ma zamowien. Nie ma pracy. Co robisz? Nie jest zawsze tak kolorowo. Pozostaje mi szukac jakiejs nowej pracy i liczyc, ze przez weekend naplyna zamowienia i zadzwonia w poniedzialek, ze ide do pracy na nocke. Niby opierdalanie sie i siedzenie na dupie jest fajne, ale nie gdy w tym czasie mozesz zrobic cos pozytecznego i wykorzystac czas, ktory tutaj tobie dano przy pomocy biletow lotniczych. Nie ukrywam, ze chuj mnie strzela z tego powodu.

Dzisiaj dostalem smsa od mamy, ze wynajeli pokoj jakiemus 30-latkowi, ktorego mama jest operowana w Onkologii i do wtorku bedzie u mnie mieszkal. Jest kibicem Barcelony i mu sie w pokoju bardzo podoba. Rodzicom troche kasy wpadnie, wiec to tez fajnie. Jak wroce to trzeba poszukac czegos w Toruniu i to tak kurna jego mac porzadnie.

Niewiele mi juz tu czasu zostalo, wiec trzeba dupe wrzucic tu na wyzsze obroty. Wypieprzam do miasta, gdziekolwiek. Co bede siedzial jak zgrzybialy emeryt ze stwardnieniem rozsianym? Milego dnia ;)

poniedziałek, 30 lipca 2012

To juz sierpien?! Ale... ale czemu?

Nigdy mi wakacje nie mijaly tak szybko. Przeciez jeszcze niedawno przylecialem tutaj, a juz minal miesiac, nawet wiecej. Trzeba powoli zaczac liczyc pieniadze i o tych odlozonych zapomniec, ze istnieja na czas pobytu w Anglii. Wlasnie przez to ostatni weekend poswiecilem na odpoczynek niz na imprezy. Kwestie finansowe po prostu. Jakies tam zakupy w miescie zrobilem. To co w Polsce bym drozej dostal, to juz tutaj sobie kupie. Jeszcze mysle o butach i jednych spodenkach i bedzie ciuchowo ogarniete juz. Za 3 godziny do pracy wychodze, ciesze sie, bo niewielu ma takie szczescie, zeby pracowac tydzien w tydzien. Trafilem w dobra fabryke i w fajnych ludzi. W wielu fabrykach podobno roi sie od Polakow-skurwysynow, ale w mojej wiekszosc to pomocne gaduly w duzej mierze po 30-40-stce. W weekend obejrzalem sobie pare filmow. Chlopakom polecam "Gang z boiska" z Dwaynem Johnsonem. Calkiem fajny. Dodam pare zdjec i ide jeszcze troche pospac. Denerwujace jest to, ze nie masz pewnosci czy idziesz jutro do pracy :/ Chyba ze w najlepszym przypadku zadzwonia do ciebie i powiedza "chodzisz do konca tygodnia". Dlatego ludzie tutaj jak pracuja rok lub dwa podpisuja kontrakty. Stala praca, ale przysluguje im tylko 9 dni urlopu platnego. Taka uwiez. W sobote chcieli nas z domu wyrzucic. Znaczy, ze szkody za duze. Drzwi rozwalone i pare takich taaam... no po prostu zwykle szkody poimprezowe, ktore latwo naprawic. Michal pogadal i zostajemy na dluzej, chociaz szczerze mowiac, to juz dawno powinni stad nas eksmitowac. Najwyzej bede mieszkal u Asi, dalej do miasta i do pracy i trojka dzieci w domu, ale trudno. Dobra kima ;) pa

Nie wiem co to jest, znajduje sie przy uniwerku i fajnie wyglada, to zrobilem zdjecie.

W nowym duzym Tesco znajdziecie nawet polski dzial z jedzeniem. Angielskie jedzenie nie zawsze jest... ciekawe.

Centrum handlowe (Highcross) ma fajny tunel szklany nad ulica. Z zewnatrz i wewnatrz super to wyglada.

Uroczo wyglada ta swiatynia nie? Jest przy bardzo ruchliwym rondzie. Ostatnio tam jakis koles stal i spal. Moze napity albo... OPETANY!!!

piątek, 27 lipca 2012

Krotka notka o pracy, bo tygodnia to ja ni mam

Taaaak... polowa mojego pobytu za mna. W pracy coraz lepiej. Fajni ludzie, z ktorymi mozna pogadac, posmiac sie, powyglupiac. Wiekszosc Polacy, ale i z innymi da sie dogadac. Wczoraj mialem prace marzenie, pakowanie do kartonow i na palete. Latwa, bezstresowa, przyjemna, ale... z supervisorka u boku :/ co oznacza, ze geby nie otworzylem, chyba ze mnie o cos zapytala. Byly pudelka Bob Marleya edycja limitowana i bylo ich 2500. Hokeista (NiePolak ;o) wyjmowal, supervisorka zaznaczala numerek na liscie, a ja pakowalem i na palete. Dopiero jak skonczylismy 16 palet, to przeniesli nas do Bondow, a tam z Matim i Mieszkiem mozna bylo pogadac. Wszyscy okolo 20-tki i okej ;) a teraz weekend! :D w tygodniu nie ma czasu na zadne wyjscie - sen, jedzenie, mycie, sen i do pracy, ale weekendy juz sa ciekawe. Dzisiaj sie igrzyska zaczynaja, moze na strefe wyjde o 21. Pa

Google Translate?

Fajne domki :D